logo

Dziś przed Wami wywiad, który tak naprawdę zaczęłam planować już bardzo dawno temu. Pomyślałam sobie wtedy, że będzie to taka moja 'wisienka na torcie'. Taka, która dobrze zwieńczy  wszystkie Inspiracje Szuflady Językowej. Anię Popławską 'znam' online od długiego czasu. Już sama nie pamiętam jak do tego doszło, ale z całą pewnością znalazłam ją za pomocą Google. Doceniłam jej pracę. To, co robi, jak robi oraz to, co daje innym w różnych formach. Patrzyłam na jej bloga, szkolenia oraz na webinary. Myślę, że Ani nie trzeba bardzo przedstawiać. Wiele osób o niej słyszało lub uczestniczyło w szkoleniach. Pewnie macie do niej wiele pytań. Tak samo było ze mną. Do tej rozmowy przygotowałam naładowaną baterię w telefonie i więcej czasu niż zwykle. Oto efekt. Dziś pierwsza część. Do lektury zatem!


Ewa Ostarek: Witaj Aniu! Cieszę się, że w ten poniedziałkowy wieczór możemy spokojnie porozmawiać. Mam do Ciebie wiele pytań a i tak myślę, że nie zadam wszystkich. Jesteś słynna ze swoich wtorkowych spotkań online. Czy możesz powiedzieć jak zaczęła się Twoja działalność związana z webinarami?

Ania Popławska: Wszytko zaczęło się od jednego z moich uczniów. Miałam takiego mentora, ucznia, który zawsze mi doradzał. Pewnego dnia opowiadałam mu o ciekawych rzeczach związanych z moim ostatnim wystąpieniem na konferencji. Byłam tym tematem bardzo zafascynowana. To właśnie on powiedział mi 'Wszystko ładnie, pięknie, tylko gdzie oni Cię znajdą? Jak Ty z nimi będziesz miała kontakt? To przecież było jednorazowe.'  I wtedy pomyślałam, że coś trzeba z tym zrobić. Nie wiedziałam tylko, co mam sobie wymyślić .

 

Ewa: Domyślam się, że niebawem znalazłaś na to doskonałe rozwiązanie?

Ania: Tak. Jakiś czas potem pojawiła się Fiszkoteka i potrzeba kontaktu z lektorami. Wszystko zaczęło się prawie 3 lata temu. Tak strasznie się tego webianrium obawiałam, że odwlekałam to prawie pół roku. Wszystko,  aby tego nie robić. A następnie jeden z klientów Fiszkoteki zaprosił mnie jako gościa na webinarium. I mówiłam do komputera, ale czułam się trochę jak alien. Tam podobno było wiele ludzi. Spodobało mi się to wszystko i jakoś potem wszystko popłynęło. Byłam rzucona na głęboką wodę, ale bardzo szybko to pokochałam. Nie zdawałam sobie sprawy z siły, jaką może być webinarium, jakie to może mieć efekty i jak można zbudować relacje.

 

Ewa: Co liczy się dla Ciebie najbardziej przy webinarach? Masz jakieś szczególnie ważne elementy?

Ania: Dla mnie liczy się realny wpływ na to, jak czują się, pracują i rozwijają nauczyciele w Polsce.  I to gdy piszą do mnie lektorzy i nauczyciele, także ze szkół państwowych, którzy cieszą się z moich webinarów.  Gdy się czyta takie rzeczy, a potem wchodzi na webianrium i widzi te imiona i nazwiska, które chodzą za Tobą już prawie dwa lata  i piszą, że im to wychodzi, że jest fajnie, że działa - to jest wielka siła napędowa. Ludzie czasem pytają się, jak to robię, że prowadzę te webinary prawie dwa lata. Zawsze we wtorek o 21:00, nawet w święta. Kiedyś webinarium było 1 listopada, kiedyś dzień przed Wigilią – po prostu nie chcę nikogo zawieść. Mam wrażenie, że jak bym w jakiś wtorek odpuściła bo mi się wydaje, że jest święto to nie chcę mieć takiej sytuacji, że jest wtorek 21:00 a lektorzy i nauczyciele siądą przed komputer,  a tam mnie nie będzie. Czuję moralny obowiązek do tego, aby prowadzić tych ludzi. To jest taka trochę misja. Widzę jak fajnie jest, gdy lektorki się rozwijają, gdy zakładają swoje firmy. Nie tylko lektorki, ale też lektorzy. Takie historie dodają mi wielkiego powera, że ci ludzie  mogą zmieniać się na lepsze, rozwijać. Parę lat temu wydawało się, że bycie lektorem jest bardzo trudne i mało ciekawe. Z tego nikt nie robił fun'u, atrakcji. Wszyscy mówili o niskich stawkach, o trudach zawodu. A dla mnie to jest atrakcja. Uwielbiam to robić. Uwielbiam pokazywać, że może być naprawdę fajnie.

AniaPopławska1

 

Ewa: Wiele osób coś tylko o Tobie słyszało, ale nie zna dokładnie tego, co robisz. Kojarzą Cię tylko z technologiami. Jaka jest tego cena?

Ania: Właśnie. Wiele osób, które nie do końca wiedzą jak wyglądają moje szkolenia, czy webinary czasami krytykują to co i jak robię. Jednak się tym za bardzo nie przejmuję i cały czas kombinuję co mogę zrobić lepiej i więcej dla grupy nauczycieli, która chce się ze mną szkolić. Już nie boli krytyka, kiedyś bolała. Niektórzy mówią, że ja cały czas tylko o technologii opowiadam (rzeczywiście, bardzo lubię technologie, ale nie lubię samej technologii dla technologii). Uważam, że szczególnie nauczyciele języków obcych powinni tego używać, ponieważ to jest prawdziwy świat i kontekst w którym uczeń używa języka obcego. Technologia pozwala nam przybliżyć prawdziwy język, usłyszeć go, posłuchać czy poczytać ludzi z całego świata. To żywy język. Social media, YouTube pozwalają nam usłyszeć prawdziwy język, taki, jakim ludzi mówią naprawdę. Pozwalają nam na rzeczy, które kilka lat temu nie były możliwe.     

 

Ewa: I dzięki temu możemy znać język w sposób naturalny, z kontekstu. Zgadzam się, to bardzo ważne.

Biorąc pod uwagę język angielski to jaka jest różnica dla Ciebie od czasów Twoich studiów aż do teraz?

Ania: Gdy byłam na studiach to chodziłam bardzo często do biblioteki. Pamiętam, że było to rano. Wtedy nikt jeszcze nie wypożyczył kaset i mogłam ich posłuchać. A to są takie rzeczy, które były tak jeszcze niedawno. Dziś może to się wydawać science fiction. Teraz jest to wszystko tak łatwo dostępne, a naprawdę niewielu lektorów z tego korzysta.

I to jest coś, co próbuję zmienić. Próbuję pokazać, że te rzeczy, które są dokoła nas, są na wyciągnięcie ręki i naprawdę mogą poprawić komfort, nie tylko ucznia, ale i nauczyciela. Hasło, które cały czas głoszę to 'baw się swoim nauczaniem'. Jeśli Ty nie będziesz się dobrze bawić- to, kto będzie? Jeśli będzie patrzeć tylko na zegarek, kiedy 45 minut się skończy to prędzej czy później się wypalisz i będziesz mieć tego wszystkiego serdecznie dość.  To jest takie główne hasło, które mi przyświeca.

 

Ewa: Ciekawe ilu nauczycieli ma podobne przemyślenia… Jak więc wyglądają Twoje zajęcia?

Ania: Wiesz, gdy robię lekcje to one nie są głównie oparte na technologiach (technologia je dobrze  uzupełnia) i pomaga językowi być autentycznym. Z tym, że nie chcę uczyć podręcznika. Chcę uczyć języka, który naprawdę na świecie występuje. Jak pokazuję na moich szkoleniach - wszystkie ćwiczenia są bardzo mocno skoncentrowane na komunikacji by pokazać język w sytuacji takiej, gdy się go rzeczywiście używa. A nie sztucznie. Więc to jest rzecz, którą najbardziej lubię i którą mam wypracowaną. Zobaczyłam, że mi to wszystko przychodzi naturalnie i pomagam innym też tak robić.

Ewa: Naturalność to u Ciebie coś bardzo oczywistego, choć nie jest tak dla wszystkich. Czy równie naturalnie wpadłaś na pomysł Spice Up dla dzieci

Ania:  Na początku lektorzy, którzy do mnie przychodzili na Spice Up 1 i 2 potrzebowali szkoleń dla ludzi dorosłych i tak to się wszystko zbudowało wokół tego. A teraz chciałam stworzyć szkolenie, które będzie odpowiednie dla nauczycieli bardzo młodych uczniów. Nie jestem zwolenniczką wprowadzania technologi dla zupełnych maluchów bo to trochę mija się z celem. Ale starsze dzieciaki zaczynają tę technologię zauważać gdzieś w domu i poza nim, więc jeśli jest to mądrze wykorzystane na zajęciach, to czemu nie? Dlatego właśnie chciałam stworzyć taki kurs żeby te tematy, które tak pobieżnie potraktowałam na Spice Up 1 i 2 omawiam na Spice Up Kids jako całe szkolenie tak, aby ci nauczyciele czuli się pewniej. A z drugiej strony nie czuli się przerażeni ponieważ w szkołach (państwowych również) będzie teraz coraz większy nacisk na użycie technologii. Za dwa lata ma być więcej Internetu w szkole, zobaczymy. Wydaje mi się, że nawet teraz nauczyciele, którzy myślą, że Internet do nich nie dotrze i nie mogą tego używać, to się to zmieni.

AniaPopławska2

Ewa: Myślę, że z tym pomysłem to był strzał w dziesiątkę. I niebawem jeszcze więcej nauczycieli zawita na Twoje szkolenia! Wiem, że szkolisz jeszcze na inne sposoby. Czy mogłabyś opowiedzieć o tym coś więcej?

Ania: Mam coraz więcej zapytań ze szkół aby przyjechać do nich ze szkoleniem z technologii na weekend. I nie tylko dla nauczycieli anglistów, ale także dla nauczycieli wszystkich przedmiotów. I to z  różnych szkół w całej Polsce. Na takie szkolenia przychodzą nauczycielki biologii czy fizyki, które są coraz bardziej zainteresowane nowościami. Zawsze patrzyło się na anglistów z taką zazdrością (takie czasem miałam wrażenie) bo mogli mieć różne szkolenia. Mogli przeprowadzać ciekawsze lekcje, a wydawnictwa zawsze o nich dbały. A teraz widzę, (nawet na moich webinarach) że jest coraz więcej nauczycieli,  np. muzyki i plastyki.

 

Ewa: Skoro masz coraz więcej nauczycieli innych przedmiotów to jak mogą zastosować to, o czym opowiadasz w swojej pracy?

Ania: Podam Ci przykład. Na Spice Up 1 w Łodzi była nauczycielka informatyki, która chodzi na moje webinary i powiedziała, że widzi zastosowanie dla 60% rzeczy, które przedstawiam. To pokazuje, że nauczyciele chcą tej technologii.  Tylko moim zdaniem chcą technologii podanej w pewien sposób. Nie ukrywam, że też chodzę na różne szkolenia i je oglądam. Tylko, że w technologi nie widzę samych narzędzi. Codziennie poznaję wiele różnych stron z nowinkami, wiele na Facebooku i na stronach zagranicznych, więc bardzo szybko weryfikuję czy to coś ma sens czy nie. Zastanawiam się 'Co można osiągnąć używając tego narzędzia?'  Wydaje mi się, że mój sukces trochę jest w tym, że wiem co zadziała a co nie. I gdy robię szkolenia czy webianrium to dokładnie wiem czego ludzie mogą potrzebować a czego nie. I jak to będzie funkcjonować w klasie. Bo też te wszystkie rzeczy o których mówię testuję na 'żywym organizmie'. Bardzo często narzędzia nie przeżywają próby, jaka jest przed nimi. I nie ukrywam, że miałam często porażki na moich zajęciach. Uczniowie nie wiedzieli o co chodzi z jakimś narzędziem, coś im nie zadziałało. Takie pomysły były szybko zamiatane pod dywan. Ale nie boję się porażek. Uważam, że ten, kto nie próbuje ten nic nie osiągnie. A potem przedstawiam Wam najciekawsze rzeczy!

 

Ewa: Właśnie, a te najciekawsze możemy potem testować na zajęciach. Dziękujemy! Widać po tym, że jesteś osobą, która próbowała i robiła w życiu już wiele rzeczy. Jak to się stało, że założyłaś własną działalność?

Ania: Tak na dobrą sprawę od zawsze miałam swoją firmę. Szczątkowe rzeczy robiłam dla jakichś szkół językowych. Tak naprawdę od samego początku miałam inkubator przedsiębiorczości. I to jest chyba we krwi u mnie, że nie potrafiłam być niczyim pracownikiem. Bo czułam, że jakoś tak zawsze wszystko sama ogarniałam. Metodą prób i błędów. Było trochę przygód ze szkołami językowymi, oczywiście jako lektor, ale bardzo szybko zaczęłam mieć własną firmę. Bardzo szybko zaczęłam zbierać własnych klientów. I to było metodą pantoflową. Miałam 2-3 klientów, a potem 20 czy 30. Tak więc nie potrzebowałam pracować z żadną szkołą językową. Potem byłam na tyle zacięta i dobra w tym, co robiłam, że zostałam dyrektorem metodycznym w szkole, w której pracowałam.

 

Ewa: Zostałaś dyrektorem metodycznym tak szybko. Kiedy to było?

Ania: Byłam bardzo młoda. Wtedy to nawet chyba jeszcze magistra nie miałam. Właściciel szkoły dał mi szansę na kilka miesięcy poprowadzić szkołę i wykorzystałam tę okazję. I wzięłam byka za rogi. Nie spałam dwa tygodnie, bałam się chodzić do pracy. Stałam pod drzwiami i oddychałam głęboko, żeby nikt nie widział, że się denerwuję i stresuję. Bałam się strasznie, ale zrobiłam to. I tak mnie to czasem bawi bo wielu ludzi mówi 'Ale ty jesteś odważna, że to zrobiłaś,  że tak Ci się to wszystko udaje'. Boję się czasami robić różne rzeczy, ale uważam, że niektórzy się boją i nie robią. A niektórzy boja się i robią. Należę do tych drugich.

 

Ewa: Można powiedzieć, że to wielkie wyzwanie, które sama przed sobą stawiasz. A jak to wygląda z drugiej strony?

Ania: Ludzie widzą tylko sukces, ale nie widzą porażek. Tacy ludzie obserwują mnie, że tak mi się udało, że się wybiłam, że mnie zauważono, doceniono, ale nie widzą ile porażek było po drodze.  Do tego, gdzie jestem droga była długa. Szkoliłam 2 lata za darmo. Chodziłam do szkół i prosiłam, żeby mnie przyjęli, żebym mogła szkolić ich lektorów za darmo. W paru szkołach w Warszawie robiłam te szkolenia za grosze. Chodziłam i szkoliłam za certyfikat bo chciałam zdobyć doświadczenie.

AniaPopławska3

 

Ewa: Domyślam się, że to była dla Ciebie szkoła życia.  Czego Cię to nauczyło?

Ania: Pokory. Bo to, co obserwuję to osoby, które otwierają swoją firmę i chciałyby dużo zarabiać, mieć od razu wielu klientów, ale to nie tędy droga. To, co widać na zewnątrz, takie finalne efekty, są ważne. Z tym, że nie widać tego wszystkiego, co było po drodze. To też jest ważne, żeby lektorzy wiedzieli, że planując własną działalność wielokrotnie pewnie będzie tak, że nie będzie się udawało, ale najgorzej jest przestać się starać. Przestać w siebie wierzyć.  Wtedy nic się nie osiąga. Uważam, że jak się coś zaplanuje i wizualizuje, to się to po prostu osiąga.

 

Ewa: Czyli każdy może założyć swoją szkołę językową?

Ania:  Moim zdaniem teraz będzie coraz łatwiej zakładać jednoosobowe szkoły językowe - bo kończy się era tych olbrzymich, które działały trochę jak agencje zatrudnienia. Teraz pojedynczy lektor ma o wiele większą szansę prowadzenia swojej  własnej szkoły językowej.

Ewa: Czyli jeśli miałabym podsumować to, o czym do tej pory rozmawiałyśmy to udzieliłaś kilku ciekawych rad dla innych. Dodałaś do tego wiele dobrego humoru. Aż nie mogę uwierzyć, że czas przy tej rozmowie upłynął tak szybko.


/wszystkie grafiki są własnością Anny Popławskiej/

Jeśli jesteście ciekawi co nowego Ania zamieściła na swoim blogu to zapraszam na niego tutaj http://annapoplawska.pl/ Można ją znaleźć też na Facebooku https://www.facebook.com/kochamuczyc
Jeśli spodobał Ci się ten wywiad i zainspirował, to daj o nim znać innym, którzy tak samo jak Ania pasjonują się angielskim. Zachęcam Cię też, żeby dać znać w komentarzu pod wywiadem lub na moim profilu na Facebooku o swoich spostrzeżeniach i pytaniach. Na Facebooku Szuflady Językowej możesz sprawdzać na bieżąco informacje dotyczące zaplanowanych postów oraz obserwować, kiedy pojawią się nowe.