logo

Dziś zapraszam w podróż do krainy języka norweskiego. Ale nie taką zwykłą. Tylko nocną. W towarzystwie Marty i Marcina z bloga Nocna Sowa. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak to jest mieszkać z pięknym kraju, bliżej natury i mówić melodyjnym językiem będziecie się mogli przekonać bardziej odwiedzając bloga Nocna Sowa i czytając wywiad podczas którego główni bohaterowie podzielą się z Wam pasją do języka norweskiego i swoją metodą, która potrafi zdziałać  bardzo wiele dobrego.

Ewa Ostarek: Witajcie! Bardzo się ciesze, że znaleźliście czas na rozmowę. Czy możecie się przedstawić i powiedzieć Czytelnikom coś o sobie?

Marta i Marcin: Cześć. Jesteśmy Marta i Marcin. Mieszkamy w Oslo, gdzie wiedziemy możliwie spokojne życie blisko natury. Bez telewizji i telefonów. Za to znajdujemy czas na treningi, książki i rozmowy z przyjaciółmi. Trochę jesteśmy uzależnieni od internetu, no i jedno z nas od kawy. Oprócz Norwegii, fascynuje nas też Japonia. Nie wierzymy w talent. Od kilku lat prowadzimy Nocną Sowę – blog o języku norweskim i Warsztaty języka norweskiego w Oslo.

 

Ewa: Nocna Sowa – to bardzo intrygująca nazwa. Mam nadzieję, że wrócimy do niej niebawem.

Jesteście teraz oboje w Oslo. Czy możecie powiedzieć jak się tam znaleźliście? Planowaliście długo taki wyjazd?

Marcin: Dla mnie to była naturalna kolej rzeczy. Wielu studentów filologii chce wyjechać do krajów, o których studiowali. Zaraz po licencjacie złożyłem dokumenty na studia magisterskie na Uniwersytet w Oslo (UiO). Marta dołączyła do mnie na drugim roku i postanowiliśmy tu zostać.

Marta: To nie była długo planowana decyzja. Po prostu decyzja. Zrezygnowałam z pracy w Polsce, spakowałam samochód i wyjechałam w nieznane.

 

Ewa: Myślę, że to była bardzo odważna, ale jednocześnie mądrą decyzja i wielu ludzi korzysta teraz z Waszego wsparcia językowego. Jak i kiedy wpadliście na pomysł utworzenia Nocnej Sowy?

Marta: Podczas samodzielnej nauki języka. Każdy kto nauczył się języka wie, że kursy czy pomoc tutora, to tylko zalążek. Największa i najważniejsza praca odbywa się w pojedynkę. Od tego zależy cały sukces. Na blogu postanowiliśmy zająć się tym jak uczyć się samemu, jak znaleźć najlepsze dla siebie metody i jak opanować kluczowe zagadnienia z norweskiego. Uznaliśmy, że pewnie ktoś z licznego grona Polaków w Norwegii, może odrobinę do nas podobny, znajdzie wartość w tym co robimy. A że od początku robiliśmy to z  radością i dużym luzem, to i nazwa jest swobodna: Nocna Sowa. I ta Sowa okazała się bardzo żywa. Prowadzi nawet rozbudowane dyskusje w niektórych ćwiczeniach na naszym blogu.

 

Marcin: Zauważyliśmy, że dla wielu imigrantów, jedynym wolnym czasem na naukę jest późny wieczór. Dlatego "nocna". Wybraliśmy sowę, bo jest nocnym zwierzęciem, kojarzy się z nauką i jest popularnym symbolem w Norwegii. Idealnie pasowała do naszej idei.

 Nocna Sowa2

Ewa: Muszę przyznać, że bardzo trafnie dobraliście nazwę. I teraz już wszystko jest jasne : ) Domyślam się, że z Was też są takie nocne sowy.

Jak nauczyliście się języka norweskiego? I na jakich podstawach zbudowaliście własną metodę nauczania języka norweskiego? Skąd tyle inspiracji?

Marcin: Skończyłem filologię w Gdańsku. Po tych studiach miałem wybór by zostać księgowym w korporacji (propozycję dostałem od razu po studiach, pewnie dlatego, że koszt nauczenia języka jest dużo wyższy niż nauczenia księgowości), nauczycielem lub tłumaczem. Już na studiach zauważyłem, ze wśród tłumaczy jest duża konkurencja, a kiedy zacząłem pracę, wcale nie sprawiała mi przyjemności.

Gdy zacząłem nauczać – głównie by dorobić na studiach – nie sądziłem, że stanie się to moją pasją. Na początku robiłem to tradycyjnie z książką. Straszna nuda! Na filologii nie było lepiej. Zajęcia były mozolne, często nieprzyjemne i w dużym stresie.

Dopiero Marta pokazała mi nieformalną edukację i od tego momentu studiuję ją każdego dnia. Zacząłem zadawać sobie pytanie: od kogo i w jaki sposób uczą się najlepsi sportowcy, programiści i naukowcy? Czy robią to na tradycyjnych kursach? Odkryliśmy, że są metody nie tylko dużo skuteczniejsze, ale też dające dużo więcej radości z samej nauki. Gdy otworzy się na to głowę, nie ma już odwrotu.

 

Marta: Języka zaczęłam uczyć się już w Oslo. Głównie w domu, z cenną pomocą męża. Później na indywidualnych zajęciach z wykładowcą norweskiego na Uniwersytecie w Oslo. Droga do zbudowania metody nauczania trwała wiele lat. Nadal nad nią zresztą pracujemy i ciągle coś udoskonalamy. Od kiedy wpadliśmy na pomysł organizowania Warsztatów, aż do spotkania z pierwszą grupą, potrzebowaliśmy dwóch miesięcy.

Skąd inspiracje? Pierwszą osobą, która pokazała mi jak kreatywnie uczyć się języka była moja nauczycielka angielskiego, pani Maria Chmiel. Gdyby nie ona, to może nigdy nie polubiłabym języków. Innym cennym doświadczeniem była praca w organizacji pozarządowej i kilkuletnie prowadzenie warsztatów. Spora część dotyczyła edukacji osób dorosłych, czyli dokładnie tego czym się dzisiaj zajmujemy. Inspiruje mnie nasz trener tai-chi, który uczy cierpliwości i konsekwencji. Inspirują uczestnicy Warsztatów, którzy dzielą się wiedzą ze swoich dziedzin, swoimi spostrzeżeniami, albo przynoszą pytania, na które długo szukam odpowiedzi. Podstawą, na której zbudowaliśmy naszą metodę nauczania, jest wnikliwa analiza badań z zakresu psychologii i działania naszego mózgu. Nie jestem ani psychologiem, ani pedagogiem. Z wykształcenia inżynierem. Za to już od 10 lat regularnie zgłębiam te dziedziny. I nie mówię tu o poradnikach psychologicznych typu "jak żyć” albo jak zostać coachem. Nie interesuje mnie manipulacja, ani robienie chwilowego show na zajęciach. Wolę, żeby uczestnicy naszych warsztatów twardo stąpali po ziemi, wiedzieli czego chcą i jak to osiągnąć, znali swoją wartość, byli wnikliwi, ciekawi i otwarci na nowe. Chcę żeby nauka była dla nich radością tu i teraz, na każdym etapie. I co najważniejsze, żeby wiedzieli, jak samodzielnie rozwijać język po skończeniu warsztatów.

 

Ewa: Muszę przyznać, że to, co robicie oraz jak o tym opowiadacie jest niesamowite i dokładnie widać w Was pasję nie tylko do języka, ale także do takiego stanu 'flow' w języku. Jest to bardzo cenne dla wszystkich osób, które chcą  czegoś więcej niż tradycyjnego podejścia w języku.

Co odróżnia Waszą metodę od takiego tradycyjnego kursu językowego? Jaki rodzaj zajęć polecilibyście komuś, kto chce spróbować swoich sił w nowym języku?

 

Marta: Nie ma u nas książek, ani ławek. Jesteśmy ukierunkowani na dyskusję w małych grupach. Zajęcia są aktywne. Mówimy po norwesku od pierwszego spotkania, stopniowo coraz więcej, tak żeby na konwersacjach był już wyłącznie norweski. Uczymy fonetyki. Cieszymy się ze wzajemnych postępów. Uczymy się od siebie. To bardzo po krótce. Więcej o metodach i naszym podejściu napisaliśmy na stronie z Warsztatami norweskiego.

 Nocna Sowa3

To co nas wyróżnia dodatkowo, a mało kto o tym wie, to fakt, że my po kursach nadal utrzymujemy znajomości. U nas można poznać naprawdę fajnych ludzi, o niezwykłych pasjach i umiejętnościach (jak coś, to mamy telefony do wszelkich specjalistów;)). Dlatego chętnie organizujemy dodatkowe spotkania: spacery po lesie, grillowanie na wyspie, wędrówki po muzeach, kawa u nas albo odwiedzanie klubów, w których pracuje ktoś z uczestników Warsztatów.

Jeśli ktoś zaczyna naukę nowego języka najlepiej znaleźć niewielką grupę, która ma podobne cele. Inną opcją są też indywidualne lekcje, przy czym nauczyciel musi być towarzyszem podróży, musicie się lubić. Zajęcia 1-2 razy w tygodniu, powinny być optymalne, bo mają nadawać kierunek pracy. Pozostałe dni najlepiej poświęcić na samodzielną pracę np. około godziny dziennie w pełnej koncentracji. Oczywiście możliwa jest też nauka zupełnie samemu. Zajmie odrobinę dłużej, bo trzeba częściej przetrzeć szlak, ale jak najbardziej jest możliwa. Wystarczy chcieć.

 

Ewa: To, co mówisz trochę przypomina mi moje początki z językiem. Zgadzam się z tym, że między trenerem a osobami uczącymi się musi nawiązać się więź żeby takie spotkania były naprawdę skuteczne.

Jak można nauczyć się tego akcentu i melodyki języka? Ile czasu Wam to zajęło? Czy trzeba ćwiczyć w jakiś szczególny sposób?

 

Marta: Pewnie, że trzeba ćwiczyć w szczególny sposób. Na początek polecamy wspaniałą książkę “Hva sier du?” Åse-Berit Strandskogen. Należy uzbroić się w cierpliwość i pamiętać o tym, że wymowy uczymy się poprzez powtarzanie na głos, a nie w myślach. Nie wystarczy też samo słuchanie. Oczywiście metod jest całkiem sporo. Stworzyliśmy na ten temat Treningi Wymowy, na których robimy dyktanda, czytamy na głos książki i robimy dziwne, dla kogoś z boku, ćwiczenia językowe. Dialektów można uczyć się całe życie. Jest ich ponad 400. Na początku najlepiej skupić się na jednym.

Marcin: Najważniejsze to od samego początku zacząć naukę fonetyki. Gdy powtórzy się słowo lub nazwę kilka razy źle (np. zgodnie z polskim alfabetem), to niezwykle trudno jest się tego oduczyć. Znamy osoby, które swobodnie czytają książki po norwesku, ale nigdy nie uczyły się wymowy. Są komunikatywne, ale brzmią “po polsku”. Im bardziej zaawansowanym jest się w języku, tym trudniej wrócić do nauki melodii i akcentu.

 

Ewa: To brzmi zdecydowanie trudniej do nauki niż angielski akcent. Bardzo jestem ciekawa takich Waszych warsztatów wymowy i tego jak to działa w grupie osób uczących się. Gdy jakaś osoba zapyta mnie jak nauczyć się wymowy angielskiej podpowiem jej o tym, ile pracy musiałaby włożyć w naukę norweskiego : ) Może wtedy będzie jej lepiej.


Macie w ofercie warsztaty, kursy, treningi w grupach do 8 osób. Jak zdobywacie klientów na takie spotkania? Czy są wśród nich tylko Polacy czy także osoby z innych krajów?

 

Marta: Zdecydowaliśmy się na kursy wyłącznie dla Polaków (chociaż zdarzają się chętni z innych krajów), bo dzięki temu możemy szybciej ich nauczyć. Marcin nauczał obcokrajowców, więc wie jakie to niesie ograniczenia. Jeśli robisz coś dla grupy międzynarodowej, to trzeba uwzględnić potrzeby każdej z tych osób. Wiąże się to z wolniejszym tempem. Dla przykładu Tajowie mają zupełnie inne problemy z wymową, Chińczycy z pisaniem, ktoś inny z gramatyką. Trudno nam wczuć się w skórę takiej osoby, bo nie znamy jej ojczystego języka i problemów. Będąc w grupie Polaków wiemy czego się spodziewać, bo mamy za sobą ten sam system edukacji. Grupa międzynarodowa może być ciekawa, jeśli ktoś chce dodatkowo ćwiczyć angielski lub przełamywać bariery kulturowe. Ale w Norwegii jest tyle możliwości takich spotkań (w bibliotekach, domach kultury, meetup’ach, wspólnym robieniu na drutach), że nie ma potrzeby organizowania kolejnych. Lepiej skupić się na jednej wąskiej rzeczy – nauce języka. Język to przecież najlepszy klucz do poznania kolejnych kultur. Warto szybko go opanować.

Marcin: Uczestnikami Warsztatów są czytelnicy naszego bloga lub osoby z polecenia. Poznajemy czasem całe ich rodziny. Nawet w autobusie lub samolocie ktoś komuś poleca nasze kursy i tak na siebie później trafiamy.

 NocnSowa4

Ewa: To najlepsza forma reklamy. Mam tu na myśli pocztę pantoflową oraz polecanie spontaniczne. Gratuluje Wam takiego dobrego podejścia i tego, że faktycznie wczuwacie się w osoby, które się z Wami uczą. To bardzo cenne doświadczenie.

Co możecie powiedzieć o Oslo jako o miejscu do mieszkania? Czym i jak Norwegia różni się od Polski? Czym Was zaskoczyła pozytywnie a co wywołało Wasze zmieszanie?

 

Marta: Oslo to nasze miejsce na świecie. Spokojne, niewielkie jak na stolicę miasto, w którym znajdujemy wszystko, czego potrzebujemy. Ciągle je odkrywamy. Mieszkamy i pracujemy w centrum, a mimo to mamy blisko do lasu czy nad fiord. To miejsce, gdzie odbywa się mnóstwo koncertów. Niemal w każdej szkole jest orkiestra dęta, która dumnie maszeruje 17 maja do króla. Bardzo lubimy umiarkowaną pogodę w Oslo. Podoba nam się to, że ludzie w kawiarniach siedzą w wełnianych swetrach, jakby dopiero zeszli z gór. Że w metrze siedzi obok Ciebie ktoś z nartami biegowymi, i że spotkasz aktorów z popularnych norweskich seriali, tak po prostu na ulicy. W Norwegach lubimy spokój i zmarszczki mimiczne – te od uśmiechów. Dla kogoś nowego zaskakujące może być, że tu wszystko tyle trwa, że na wszystko trzeba czekać. Norwegowie pracują swoim zwolnionym, jak na polskie warunki, tempem. Ale za to z pogodą ducha i rozwagą. Norwegowie uważani są za zamkniętych w sobie. Może tak jest, ale my się od nich najwyraźniej niewiele różnimy, bo nigdy nam to jeszcze nie przeszkadzało. Obserwując otoczenie łatwo zauważyć dbałość o każdy detal. Bardzo to cenimy.


Dziękuje za rozmowę. I powodzenia w odkrywaniu dalszych tajników języka norweskiego z Waszymi studentami : ) !

NocnSowa5aa

Zapraszam do odwiedzania bloga Nocnej Sowy.

/wszystkie grafiki pochodzą od Marty i Marcina/